wtorek, 5 lipca 2011

Hipokryzja polityków w sprawie wolności słowa

Media od jakiegoś czasu żyją sprawą aresztowania na Białorusi Pana Andrzeja Poczobuta, dziennikarza Gazety Wyborczej oraz działacza Związku Polaków na Białorusi. Przyczyną aresztowania jest ponoć znieważanie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, którego miał się dopuścić dziennikarz poprzez publikacje w internecie swoich tekstów.

Dzisiaj w tej sprawie został ogłoszony wyrok skazujący Pana Poczobuta na 3 lata więzienia w zawieszeniu na dwa. Media, politycy jak i sam Poczobut twierdzą, że został on skazany niesłusznie i jest niewinny. Nie chcę tutaj wnikać w sprawę, ponieważ nie wiem tak naprawdę jakie były przyczyny i słusznie czy nie słusznie przypisuje się Panu Poczobutowi winy.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę, na to jak zareagowały na to kręgi politycznie i medialne w naszym kraju.

Dzisiejsze wydarzenie skłoniło polityków od lewej do prawej strony na jednoznaczną krytykę tego wydarzenia stając po stronie wolności słowa. Nawet ministerstwo spraw zagranicznych zabrało głos, ganiąc za ten postępek białoruski wymiar sprawiedliwości. I tutaj pojawia się koniunkturalizm niektórych polityków jak i samego rządu. Rozchodzi się o to, że jeszcze nie tak dawno u nas zatrzymano młodego internautę za znieważanie prezydenta. Politycy ekipy rządzącej siedzieli cicho i coś tylko przebąkiwali, ale o ataku na wolność słowa nikt nie wspomniał.

Jednak to jest nic w porównaniu do sprawy Pana Krzysztofa Wyszkowskiego, działacza Solidarności oraz publicysty m.in. Gazety Polskiej. Został on oskarżony przez Lecha Wałęsę o naruszenie dóbr osobistych za nazwanie go współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Sprawa ciągnęła się przez około 5 lat i 31 sierpnia 2010 Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że od czasu wydania oświadczenia lustracyjnego przez IPN wiele się w tej sprawie zmieniło, odnaleziono nowe dokumenty, a Krzysztof Wyszkowski zachował należytą staranność w wykazaniu, że Wałęsa mógł być tajnym współpracownikiem. Nie rozstrzygnął czy Lech Wałęsa tajnym współpracownikiem był, czy nim nie był, sąd zaznaczył, że jako osoba publiczna i historyczna były prezydent musi liczyć się z różnymi opiniami i badaniami historyków na swój temat. W marcu tego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał wcześniejszy wyrok, ale uznał, iż dla Pana Wałęsy, człowieka znanego na całym świecie jest to przykre i w związku z tym nakazał go przeprosić w TVP i TVN. Koszty takiej akcji opiewają na sumę około 200 tys zł. Pan Krzysztof zapowiedział, że nie przeprosi, ponieważ nadal podtrzymuje to co powiedział, wskazując, iż wiele dzisiejszych publikacji oraz wypowiedzi dobitnie stwierdza, że Pan Wałęsą był współpracownikiem, a nikt autorów tych słów po sądach nie ciąga.

Ten przykład dobitnie pokazuje nam czym jest wolność słowa oraz jak wygląda sprawiedliwości w naszym Kraju. Jak można uznać, że czyjeś słowa nie naruszają dóbr osobistych, a zarazem kazać za to przeprosić, ponieważ komuś może być przykro? Co to za sądy? Dlaczego nasi politycy i media milczą w tej sprawie? Dlaczego Ministerstwo Sprawiedliwości nie wypowie się, że wyrok ograniczający wolność słowa jest takim samym skandalem jak ten na Białorusi?

Czyżby tutaj naszym włodarzom nie było po drodze, ponieważ broniąc wolności słowa musieliby w końcu zaakceptować to, iż sami zostaną bezkarnie skrytykowani? Przykład ten ukazuje nam jak dwulicowi są nasi politycy.

Super minister Grad oraz tajemnicza sprzedaż Lotosu

Co jakiś czas w mediach pojawia się informacja o prywatyzacji Grupy Lotos, czyli jednego z monopolów państwowych drenujących nasze portfele. Lotos posiada ok. 30 % rynku, reszta należy do drugiego monopolu zwanego Orlenem. Rząd przygotowuje do sprzedaży 69 mln 76 tys. 392 akcji Grupy Lotos, stanowiących 53,2 proc. kapitału zakładowego firmy. Z niejasnych informacji wynika, że do walki o rafinerię zostały zaproszone już cztery podmioty. Niestety dla zwykłego zjadacza chleba, czyli tak naprawdę współwłaściciela Grupy Lotos, wszelkie informacje na ten temat owiane są nimbem tajemnicy.

Szanowny pan minister Aleksander Grad, (ten sam od pociągów i prywatyzacji stoczni) będąc w naszym imieniu zarządcą rafinerii, nie chce nam zdradzić kim są tajemnicze koncerny. Czyż nie wygląda to dość podejrzanie, że współwłaściciele rafinerii, czyli My, wszyscy obywatele Polski nie możemy się niczego dowiedzieć w sprawie sprzedaży naszej własności? Co ukrywa przed nami ten super minister od knocenia wszystkiego za co się weźmie?

Jednak najważniejszą kwestia jest zasada sprzedaży Lotosu, o której też nic nie wiadomo. Nie możemy się dowiedzieć na jakich zasadach i za jaką cenę zostanie to sprzedane. Powoduje to, iż mam wrażenie, że po raz kolejny jest ogromne prawdopodobieństwo tego, iż zostaniemy oszukani na tej sprzedaży. Stosując metody, o których nie mamy pojęcia, nie możemy się dowiedzieć rzeczy najważniejszej, czyli ile rafineria jest warta na wolnym rynku. Dzięki takiemu procederowi nie możemy być pewni, że kupi ją ktoś kto da najwięcej. Pozostaje postawić sobie pytanie dlaczego nie wystawi się przedsiębiorstwa na otwartą licytację ustalając cenę wywoławczą równą np. wartości akcji? Niech zgłosi się do licytacji ten kto chce i niech wygra ten kto da więcej. Korzyści z tego są ogromne. Po pierwsze, nie ma podejrzenia o manipulowanie sprzedażą, ponieważ wszyscy widzą jak przebiega licytacja (można puścić transmisje z takiego wydarzenia w TVP przed wiadomościami), a co zdarzało się nader często, czego przykładem może być prywatyzacja Huty Katowice, ponoć był inwestor, który chciał dać więcej niż Mittal. Po drugie, wskutek jawnej licytacji można uzyskać jak najwyższą cenę.

Niestety nie dowiemy się czym się kierują nasi włodarze i jakie mają zamiary stosując procedery, które nie są jawne. Pewne jest jedno, sprzyjają one oszustwom i nadużyciom, co oczywiście nie musi być faktem.

Jednak patrząc na nieudolność Pana Grada, który spartaczył prywatyzację dotyczącą stoczni, moje podejrzenia co do uczciwości oraz fachowości owego przedsięwzięcia są nader słuszne.