Media od jakiegoś czasu żyją sprawą aresztowania na Białorusi Pana Andrzeja Poczobuta, dziennikarza Gazety Wyborczej oraz działacza Związku Polaków na Białorusi. Przyczyną aresztowania jest ponoć znieważanie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, którego miał się dopuścić dziennikarz poprzez publikacje w internecie swoich tekstów.
Dzisiaj w tej sprawie został ogłoszony wyrok skazujący Pana Poczobuta na 3 lata więzienia w zawieszeniu na dwa. Media, politycy jak i sam Poczobut twierdzą, że został on skazany niesłusznie i jest niewinny. Nie chcę tutaj wnikać w sprawę, ponieważ nie wiem tak naprawdę jakie były przyczyny i słusznie czy nie słusznie przypisuje się Panu Poczobutowi winy.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę, na to jak zareagowały na to kręgi politycznie i medialne w naszym kraju.
Dzisiejsze wydarzenie skłoniło polityków od lewej do prawej strony na jednoznaczną krytykę tego wydarzenia stając po stronie wolności słowa. Nawet ministerstwo spraw zagranicznych zabrało głos, ganiąc za ten postępek białoruski wymiar sprawiedliwości. I tutaj pojawia się koniunkturalizm niektórych polityków jak i samego rządu. Rozchodzi się o to, że jeszcze nie tak dawno u nas zatrzymano młodego internautę za znieważanie prezydenta. Politycy ekipy rządzącej siedzieli cicho i coś tylko przebąkiwali, ale o ataku na wolność słowa nikt nie wspomniał.
Jednak to jest nic w porównaniu do sprawy Pana Krzysztofa Wyszkowskiego, działacza Solidarności oraz publicysty m.in. Gazety Polskiej. Został on oskarżony przez Lecha Wałęsę o naruszenie dóbr osobistych za nazwanie go współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Sprawa ciągnęła się przez około 5 lat i 31 sierpnia 2010 Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że od czasu wydania oświadczenia lustracyjnego przez IPN wiele się w tej sprawie zmieniło, odnaleziono nowe dokumenty, a Krzysztof Wyszkowski zachował należytą staranność w wykazaniu, że Wałęsa mógł być tajnym współpracownikiem. Nie rozstrzygnął czy Lech Wałęsa tajnym współpracownikiem był, czy nim nie był, sąd zaznaczył, że jako osoba publiczna i historyczna były prezydent musi liczyć się z różnymi opiniami i badaniami historyków na swój temat. W marcu tego roku Sąd Apelacyjny podtrzymał wcześniejszy wyrok, ale uznał, iż dla Pana Wałęsy, człowieka znanego na całym świecie jest to przykre i w związku z tym nakazał go przeprosić w TVP i TVN. Koszty takiej akcji opiewają na sumę około 200 tys zł. Pan Krzysztof zapowiedział, że nie przeprosi, ponieważ nadal podtrzymuje to co powiedział, wskazując, iż wiele dzisiejszych publikacji oraz wypowiedzi dobitnie stwierdza, że Pan Wałęsą był współpracownikiem, a nikt autorów tych słów po sądach nie ciąga.
Ten przykład dobitnie pokazuje nam czym jest wolność słowa oraz jak wygląda sprawiedliwości w naszym Kraju. Jak można uznać, że czyjeś słowa nie naruszają dóbr osobistych, a zarazem kazać za to przeprosić, ponieważ komuś może być przykro? Co to za sądy? Dlaczego nasi politycy i media milczą w tej sprawie? Dlaczego Ministerstwo Sprawiedliwości nie wypowie się, że wyrok ograniczający wolność słowa jest takim samym skandalem jak ten na Białorusi?
Czyżby tutaj naszym włodarzom nie było po drodze, ponieważ broniąc wolności słowa musieliby w końcu zaakceptować to, iż sami zostaną bezkarnie skrytykowani? Przykład ten ukazuje nam jak dwulicowi są nasi politycy.